„Przeklęta Krew nie ma prawa do życia.”
Te słowa bardzo dobrze utkwiły mi w pamięci. Zostały one wręcz wyryte w moich myślach. Padły one parę dni przed „wyprowadzką”. Ze swojego życia pamiętam tylko te słowa. Gdy się tutaj pojawiłam, nic nie pamiętałam. Z czasem urywki w pamięci zaczynały wracać. Śmiechy w szkole, moja radość. Zaczynałam przypominać sobie moich przyjaciół, z którymi spędzałam większość czasu. Do głowy wróciły mi twarze rodziców i starszego brata. Kiedyś się wszyscy świetnie dogadywaliśmy, nie licząc Thomas'a, mojego brata. On zawsze był o mnie zazdrosny. Tak było do moich dziesiątych urodzin. Wtedy zaczynałam się zmieniać. Nie pamiętam dokładnie swoich uczuć, ale bardzo dobrze pamiętam płomienie. Ogień, który rozsiałam siłą woli, rozpalił się w lesie. Nie wiem dlaczego, jakim cudem to zrobiłam. Ale dobrze wiedziałam, że to ja zrobiłam. Płomienie tak znikąd by nie nadeszły. Paliły się drzewa, trawa, krzaki, wszystko przybierało płomieniste kolory. Stawało się coraz cieplej, w powietrzu unosił się duszący zapach siarki. Ale mi to nie przeszkadzało. Nie czułam ani ciepła, nawet gdy zapaliła mi się nogawka. Nie dusiłam się tym zapachem. Nic mi nie przeszkadzało, jakby w rzeczywiście tego ognia tu nie było. A było wręcz przeciwnie. Jak to się skończyło? Pamiętam jedynie jak się obudziłam we własnym pokoju. Od tamtego czasu próbowałam o tym nie myśleć. Zapomnieć, jak teraz nie pamiętałam większości swego życia. Z każdym dniem stawałam się coraz bardziej zamknięta. Miałam wrażenie, jakbym zaraz miała wszystkich podpalić, jak tamten las. Bałam się obecności ludzi, próbowałam ich unikać, aby ich nie skrzywdzić. Ale tak nie potrafiłam. A potem znowu to się stało. Lecz tego przyczynę bardzo dobrze pamiętam. To była kłótnia. Krzyki i wyzwiska leciały w moją stronę od Thomas'a. Posądził mnie kradzież, że to niby ja mu zabrałam wszystkie kieszonkowe, a nie miał ich wcale tak mało. A to było kłamstwo, nic nie wiedziałam o jego pieniądzach. A gdy mnie zaczął bić... tak się samo stało. Moje ręce zapłonęły i najpierw jego pokój, a potem on sam. W jego oczach widziałam to przerażenie, gdy tarzał się po podłodze próbując ugasić ogień. Drzwi się otworzyły z hukiem i także matka stanęła w płomieniach, gdy tylko się odwróciłam. Ojciec szybko zareagował. Najpierw uczucie bólu w głowie, zaraz po uderzeniu gaśnicą, a następnie zajęcie się płomieniami. Dla Thomas'a było już za późno. Jego skóra wyglądała jak stare spalone do cna drzewo. Matka miała tylko parę oparzeń, a mnie zamknęli. Gdzie? Zapewne w piwnicy. Związali w jakiś kaftan czy co to było, jakieś ubranie jak w psychiatryku. Siedziałam tam przez tydzień, bez żadnej wody czy jedzenia. Gdyby nie litość matki, zdechłabym. Raz na trzy dni przynosiła mi kromkę chleba i miskę z wodą. Nie zadawała żadnych pytań, niczego nie mówiła. Przychodziła, karmiła, odchodziła. Aż pewnego dnia zamiast niej, przyszli jacyś ludzie. Nie wiedziałam wtedy kto to. Aż się znalazłam w tym budynku. Zabrali mnie, a ostatnie słowa pocieszenia od strony rodziny pamiętam bardzo dokładnie.
- Przeklęta Krew nie ma prawa do życia - te słowa zostały wyryte w mej duszy i nigdy już nie chciały mnie opuścić. I to był ostatni raz, kiedy ich jeszcze widziałam.
Wstrzyknęli we mnie jakąś substancje, po czym zapadłam w sen. Nie opierałam się, bo nie miałam już sił. Byłam wykończona fizycznie jak i psychicznie. Głodówka mi nie sprzyjała, a te wszystkie dni nie były dla mnie. Ta okropna moc, która nie wiadomo skąd się u mnie zjawiła. I ten ośrodek... Zaczęły się badania. Je także pamiętam doskonale, to jedyna rzecz o której nie zapomniałam. Próbowali to ze mnie wyciągnąć. Chcieli, abym im pokazała jak płonę żywym ogniem, jak coś podpalam. Ale ja się nie zgadzałam. Tego dnia przyrzekłam sobie coś ważnego.
- Nigdy w życiu już tego nie zrobię! - krzyczałam wręcz te słowa w kierunku lustra, za którym siedzieli i czekali na ogień. W oczach miałam łzy. Nie bałam się, było mi po prostu smutno. Byłam sama na siebie zła, że tak łatwo dałam się złapać, że wtedy nie rozmawiałam z matką, że kłóciłam się z bratem. Że straciłam wszystko. Całe swoje życie, a to tylko dlatego, że mnie się bali.
I wtedy postanowili mi wyczyścić pamięć. Nie mam pojęcia jak to zrobili, ale twierdzili, że jeśli nie będę pamiętać swego życia, będą mogli mi wmówić co innego i zmusić mnie dzięki temu do współpracy. I udawało im się to, ale tylko przez pierwsze dni, aż pamięć zaczynała do mnie wracać. Mimo iż udawałam, że wierze w to, co do mnie mówili, kategorycznie odmawiałam dalszych eksperymentów. Aż w końcu po trzech latach dali sobie ze mną spokój. Posłali mnie do tego ośrodka, w którym musiałam zamieszkać. Dalej się nie pogodziłam z myślą, że zostanę tutaj do końca. Wierze, że kiedyś się stąd wyrwę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz