Stawiałam kolejne łapy na mokrym jeszcze śniegu, który przylepiał się do moich łap, przez co moja podroż była utrudniona. Było mi coraz ciężej, a śnieżyca postanawiała nie ustawać. Idąc pod wiatr czułam, jak każdy płatek śniegu wchodzi pod moje futro, mrożąc mnie żywcem. Jednak szłam dalej, byle by się nie zatrzymać, a gorzej, żeby nie zawrócić. Musiałam iść przed siebie. Po chwili zobaczyłam światło. Ale nie światło takie, które widzą umierający. To bardziej... pociąg! Za nim dźwięk lokomotywy przedarł się wpierw przez śnieg, a następnie moje uszy, zeskoczyłam z torów, na jakich stałam. Gdy maszyna przejechała obok mnie, straciłam równowagę przez wicher stworzony przez nią. Pędziła jak oszalała, a ja trafiłam na śliski śnieg. Nie miałam kiedy wbić pazurów w lód, gdyż za nim się obejrzałam, zaczęłam się toczyć, niczym mała biała kulka śniegu z górki. Świat wirował. Nie mogłam się zatrzymać, aż w końcu na mojej drodze pojawiło się drzewo. A dalej las. Nie miałam szans się zatrzymać, więc czekałam na zderzenie. I tak straciłam przytomność jako wilk, uderzając o drzewo.
W potem się obudziłam na nowo jako zwykły człowiek, we własnym łóżku. No prawie. Wylądowałam na ziemi wraz z kołdrą, a głowa mi pękała od bólu. Uderzyłam nią o podłogę, tak jak we śnie o drzewo. Otworzyłam zmęczone oczy i złapałam się za łeb. Przeklęłam cicho pod nosem, po czym wstałam i usiadłam. Nie zmieniałam pozycji od dobrej godziny. Dlaczego? Gdy tylko zajęłam się bólem, zapomniałem nie zasypiać. Zamknęłam oczy i opierając łokcie na kolanach, podtrzymując głowę, zasnęłam.
I znowu wylądowałam na ziemi, ale tym razem nie uderzyłam tak mocno łbem. Obudziłam się już całkowicie, słysząc swój budzik, który zapomniałam wyłączyć na weekend, a dokładniej na pierwszy dzień, w którym się tutaj zjawiłam. Ubrałam się w czarne jeansy i białą koszulkę z czarnym napisem „Hello, I’m very happy!”. Przemyłam twarz i zjadłam dwie kanapki. To mi starczyło. Pierwsze pół dnia przesiedziałam na łóżku marząc na pogniecionej kartce kawałkiem ołówka.. W końcu tyłek mi tak bardzo zdrętwiał, że postanowiłam się przejść. Zarzuciłam na siebie pierwszą lepsza bluzę, po czym wyszłam z pokoju, chowając do kieszeni jedynie kluczę, bo resztę zostało mi skonfiskowane.
Przechodząc przez korytarz spotkałam paru innych więźniów, którzy także się gdzieś wybierali. To chłopacy, to dziewczyny, na szczęście zero strażników. Jak na razie, zaraz za pewne znowu ich zobaczę. W końcu to oni nas pilnują, prawda?
Dzień był dosyć chłodny i zapowiadało się na deszcz, jednak nic sobie z tego nie zrobiłam. Przynajmniej tak mi się wydawało, że jest zimno. W końcu puszczali do środka chłodne powietrze. Miałam zamiar się przejść, to tyle. Zwykła przechadzka po ośrodku, to mi wystarczyło. Trwała ona nie całą godzinę, gdyż po tym okresie wpadłam w kłopoty. Byłam zmuszony przyśpieszyć kroku w stronę drzwi, aby schować się w swoim pokoju, przed jednym z mężczyzn, który także był "inni". Przypadkiem wpadłam na niego rozlewając mu jakieś picie, na tak zwaną ulubioną koszulę. Widocznie nie panował nad emocjami, gdyż najpierw mi zaczął grozić, a potem chciał uderzyć. Zdążyłam od niego odbiec, ale na jak długo zostałam bezpieczna?
W końcu udało mi się złapać klamkę, niestety za nim ją nacisnęłam i otworzyłam sobie drzwi na kolejne piętro, aby wbiec do środka, uspokoić się, wrócić do pokoju i tam zostać już do końca dnia, ktoś mnie uprzedził. Popchnął mocno drzwi przede mną, które ruszyły w moim kierunku. Dostałam nimi w twarz. Puściłam automatycznie klamkę i złapałam się za nos, który pulsował od bólu, jaki w tej chwili odczuwałam.
- O kur*a – przeklęłam parę razy pod nosem, a między palcami poczułam ciepłą ciecz. Gdy spojrzałam na palce, zobaczyłam szkarłatny kolor, chociaż w głębi siebie chciałem, aby to był zwykły pot, który pojawił mi się pod wpływem strachu
Weszłam do drugiego korytarza, aby jak najszybciej zniknąć z tamtego miejsca, gdyż chłopak mógł w każdej chwili wrócić. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce i dalej się trzymałam połamanego nosa, aby trochę się uspokoić. W końcu mój sprawca powrócił się i stanął nade mną. Przyglądał mi się, chciał coś powiedzieć, ale gdy na niego spojrzałam i zabrałam ręce ukazując mu zakrwawioną część twarzy, zamknął usta.
- Możesz uważać następnym razem? – poprosiłam, ponownie łapiąc się za nos.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz