2 lata temuTata powoli przeczesywał
mi włosy szczotką, robił to umiejętnie. Z ust wystawały mu
wsuwki. Mimo że już od dawna umiałam się sobą zająć,
pozwoliłam mu dzisiaj upiąć mi włosy, bo to go relaksowało.
- Emmanuel już czeka w samochodzie. Możecie się pośpieszyć? -Mój starszy brat, Florian, wystawił głowę przez framugę drzwi od mojego pokoju. Kątem oka widziałam jego brązowe loki, których za żadne skarby nie chciał ściąć. Nie odpowiedziałam i założyłam długie, ciężkie, kolorowe kolczyki z piórami w kształcie łapacza snów. Tata sprawnym ruchem dopiął mojego wielkiego koka i zacmokał z zadowoleniem.
- Już prawie, Florku -odpowiedział. Brat tylko wyszczerzył się na to przezwisko, nie przeszkadzało mu, i wyszedł. Ojciec położył mi dłonie na ramionach, miał gorące, szorstkie dłonie. Kiedyś przeszkadzała mi ich faktura, ale teraz dodawały mi otuchy oraz sprawiały, że czułam się bezpieczna.
- Wyglądasz ślicznie, córeczko.
Uśmiechnęłam się na te słowa. Naprawdę kochałam mojego rodzica. Lubił mój nietypowy styl. Im bardziej dziwacznie byłam ubrana, tym bardziej był radosny. Uważał, że jeśli chcę się tak ubierać i nie przeszkadza mi opinia innych, to znaczy że jestem szczęśliwa w swoim ciele. W sumie tak też było.
- Wszystko dzięki tobie, tato -Niesforny lok, który uciekł z ciasno upiętej fryzury, zakręciłam na palcu i wsunęłam za ucho. Wstałam z chybotliwego stołka, odwróciłam się w stronę taty i poprawiłam mu krawat. Damien miał dzisiaj swój pierwszy, prawdziwy występ w filharmonii, więc wszyscy wystroiliśmy się na tę ważną uroczystość. Użyłam nawet mojej wściekle fioletowej szminki, którą dostałam na 13 urodziny. Westchnął i podziękował mi spojrzeniem.
- Za 5 minut masz być na dole. Florian? Widziałeś gdzieś mój zegarek?! -krzyknął, wychodząc. Wyjęłam z opakowania aparat fotograficzny, żeby Florian miał czym robić zdjęcia, prawo jazdy Emmanuela, który oczywiście zapomniał dokumentów, oraz strojnik Damiena. Z niewiadomego powodu moi bracia zostawiali w moim pokoju przeróżne rzeczy: od brudnych skarpetek, przez podręczniki, po laptopy. Nie przeszkadzało mi to. Było na swój sposób pokazaniem, jak bardzo mi ufają i jakie mamy dobre relacje. Założyłam granatową marynarkę i zeszłam na dół. Przez przeszklone drzwi widziałam, jak Damien krąży po podjeździe, wyłamując sobie palce ze zdenerwowania. Dołączyłam do niego. Zawsze zdumiewało mnie, jak bardzo jest podobny do zmarłej mamy. Miał te same zielone oczy, czarne włosy i małe, lekko szpiczaste uszy.
- Bardzo się stresujesz? -spytałam. Uniósł głowę i gdy napotkał moje spojrzenie, uśmiechnął się.
- Tylko trochę. To o czym zapomniałem? -wskazał na przedmioty, które trzymałam w dłoni.
- Dzisiaj tylko stroika -mrugnęłam do niego.- Przekaż to swoim braciom.
Podałam mu przedmioty. Dopiero potem, gdy rozkładam ten moment na części pierwsze, zauważyłam, że najgorsze chwile zwiastują takie prawie niezauważalne drobnostki, jak zapach kurzu na świeżym powietrzu, odgłos nadjeżdżającego samochodu, czy swędzenie na przedramieniu. Musiałam na chwilę odpłynąć, bo gdy wróciłam do rzeczywistości, Damiena już nie było. Ostatnio zdarzało mi się to coraz częściej. Strząsnęłam z siebie resztkę wybujałych myśli i schyliłam się, żeby zawiązać tenisówkę. Nagle usłyszałam pisk opon i zobaczyłam ciemnoskórego mężczyznę wysiadającego z zielonego land rovera. Jedyne co wtedy przemknęło mi przez myśl, to to że chyba spóźnię się na koncert.
~Oczami sąsiadki, kilkanaście dni wcześniej~Jeanowie jak zwykle zostawili otwartą bramę. Ta wesoła rodzinka nigdy nie potrafiła pojąć tak prostych racji, jak to, że ktoś może ich po prostu okraść. Westchnęła. Dobrze, że dostała 4 lata zapasowe klucze. Wyszła z domu, wzdychając i uśmiechając się pod nosem.,,Powinni mi płacić za to, że dbam o ich mienie prywatne.” pomyślała, przechodząc na drugą stronę ulicy. Wyjęła z tylnej kieszeni spodni klucze i już miała zamknąć bramę, gdy zobaczyła ruch w ogródku. Zaniepokojona, przemknęła na ganek i wyjrzała za róg. Zamarła. Na trawie boso tańczyła najmłodsza z rodzeństwa. Gracie? Czy ona miała na imię Gracie? Nie to ją jednak przestraszyło. Dziewczyna miała w uszach słuchawki, a telefon, który był do nich podłączony, wirował wokół niej, jakby nie przejmował się grawitacją. Miała zamknięte oczy. Nie wiedziała, co ją czeka.
TerazBiała ciężarówka śmierdzi tekstyliami i lekarstwami. Gniotę w dłoniach ulotkę ośrodka i patrzę w czarną szybę. Nie mogę przez nią nic zobaczyć, ale to nie przeszkadza mi w tworzeniu w swojej głowie wyobrażenia sięgających horyzontu plantacji niebieskich orchidei. Kobieta w czarnej garsonce, która siedzi naprzeciwko mnie, coś do mnie mówi. Nie słyszę jej słów, ignoruję je, ale widzę, jak jej wargi się poruszają. W mojej wyobraźni jestem daleko, razem z tatą i braćmi jesteśmy na działce dziadków i pieczemy kiełbaski nad ogniem. Wciągam się do mojej wizji tak bardzo, że z początku nie czuję, jak trzęsie moim kolanem. Strzepuję jej rękę i zaciągam dalej skrawek moich spodenek.
- Wysiadasz tutaj -oznajmia mi bezbarwnym tonem. Nie opieram się. Drzwi się otwierają, a ja wysiadam do tunelu. Czuję żwir pod czerwonymi baletkami i robię krok w przód. W metalowym korytarzu czuć tylko wilgoć, muszę być pod ziemią. Kobieta macha na mnie ręką.- Idź już. Do samego końca.
Śmierdzi jej z ust. Zaproponowałabym miętówki, ale zostawiłam je w innych spodniach.
Na piegowatych ramionach wyskakuje mi gęsia skórka. Bluzę, którą dotąd miałam zawiązaną w pasie, zarzucam na plecy. Podziemnie przejście jest oświetlone umieszczonymi co kilka metrów lampami. Nagle słyszę syk i metalowa ściana odgradza mnie od pojazdu. Na pożegnanie widzę tylko odjeżdżające koła ciężarówki. Wyobrażam sobie, że metal napiera na mnie, próbując mnie zmiażdżyć, ale z mojego tatuażu na łopatkach wyrastają skrzydła i wylatuje na zewnątrz. Powoli idę drogą. Nigdy nie miałam klaustrofobii, ale po kilkunastu minutach zaczynam czuć się nieswojo. Przyśpieszam i w końcu biegnę. Przypominam sobie słowa Hany, mojej koleżanki z klasy, z którą czasami biegałam w piątkowe wieczory: ,,Bieganie to 10% wytrzymałości i 90% psychiki.”
Czuję, że zaczyna mi brakować sił, więc trochę zwalniam. Gdzieś przede mną wyłania się z ciemności zarys drzwi. Imaginuję sobie wizję siebie podlatującej do końca mojej wędrówki, ale w rzeczywistości nie jest to tak proste. Buty spadają mi z nóg, bo są o pół rozmiaru za duże. Zostaje 5 metrów.
4
3
2
1
Widzę, jak moje ręce wyciągają się łapczywie po klamkę i całym ciężarem ciała napieram na metal, wpadając do środka. Myliłam się. Nie byłam pod ziemią.W oczy uderza mnie jasność i powiew czegoś słodkiego. Dostałam się do jakiegoś holu. W rogach są zawieszone głośniki, z których spływa delikatna muzyka. Mrugam, próbując przyzwyczaić się do światła, dotykam gładkiej ściany. Patrzę na bogato urządzone wnętrze i czuję się lekko zdezorientowana. Jestem tu sama? Powoli, niepewnym krokiem, idę, badając wnętrze. Mijam jadalnie, kuchnie i bodajże salę gimnastyczną. Przez chwile jeszcze raz studiuję ulotkę, tak długo aż litery wirują mi pod powiekami. Czuję się inaczej niż zwykle. Niepewnie. Jakbym była jedynym człowiekiem na ziemi. Trafiam chyba do korytarza z sypialniami. Pierwsze drzwi wyglądają zachęcająco. Są niebieskie, drewniane. Otwieram je i zastygam. Nie jestem sama. W środku jest ruda dziewczyna. Gdy się obraca, widzę na jej szyi ślady po wkłuciach. Sama mam kilka, praktycznie niewidocznych, na udach. Może też robili na niej eksperymenty? Tak zatapiam się w myślach, że dopiero po chwili słyszę jej szept:
- Nie sądziłam, że tak szybko kogoś przyślą.
- Na szczęście przysłali...
- Emmanuel już czeka w samochodzie. Możecie się pośpieszyć? -Mój starszy brat, Florian, wystawił głowę przez framugę drzwi od mojego pokoju. Kątem oka widziałam jego brązowe loki, których za żadne skarby nie chciał ściąć. Nie odpowiedziałam i założyłam długie, ciężkie, kolorowe kolczyki z piórami w kształcie łapacza snów. Tata sprawnym ruchem dopiął mojego wielkiego koka i zacmokał z zadowoleniem.
- Już prawie, Florku -odpowiedział. Brat tylko wyszczerzył się na to przezwisko, nie przeszkadzało mu, i wyszedł. Ojciec położył mi dłonie na ramionach, miał gorące, szorstkie dłonie. Kiedyś przeszkadzała mi ich faktura, ale teraz dodawały mi otuchy oraz sprawiały, że czułam się bezpieczna.
- Wyglądasz ślicznie, córeczko.
Uśmiechnęłam się na te słowa. Naprawdę kochałam mojego rodzica. Lubił mój nietypowy styl. Im bardziej dziwacznie byłam ubrana, tym bardziej był radosny. Uważał, że jeśli chcę się tak ubierać i nie przeszkadza mi opinia innych, to znaczy że jestem szczęśliwa w swoim ciele. W sumie tak też było.
- Wszystko dzięki tobie, tato -Niesforny lok, który uciekł z ciasno upiętej fryzury, zakręciłam na palcu i wsunęłam za ucho. Wstałam z chybotliwego stołka, odwróciłam się w stronę taty i poprawiłam mu krawat. Damien miał dzisiaj swój pierwszy, prawdziwy występ w filharmonii, więc wszyscy wystroiliśmy się na tę ważną uroczystość. Użyłam nawet mojej wściekle fioletowej szminki, którą dostałam na 13 urodziny. Westchnął i podziękował mi spojrzeniem.
- Za 5 minut masz być na dole. Florian? Widziałeś gdzieś mój zegarek?! -krzyknął, wychodząc. Wyjęłam z opakowania aparat fotograficzny, żeby Florian miał czym robić zdjęcia, prawo jazdy Emmanuela, który oczywiście zapomniał dokumentów, oraz strojnik Damiena. Z niewiadomego powodu moi bracia zostawiali w moim pokoju przeróżne rzeczy: od brudnych skarpetek, przez podręczniki, po laptopy. Nie przeszkadzało mi to. Było na swój sposób pokazaniem, jak bardzo mi ufają i jakie mamy dobre relacje. Założyłam granatową marynarkę i zeszłam na dół. Przez przeszklone drzwi widziałam, jak Damien krąży po podjeździe, wyłamując sobie palce ze zdenerwowania. Dołączyłam do niego. Zawsze zdumiewało mnie, jak bardzo jest podobny do zmarłej mamy. Miał te same zielone oczy, czarne włosy i małe, lekko szpiczaste uszy.
- Bardzo się stresujesz? -spytałam. Uniósł głowę i gdy napotkał moje spojrzenie, uśmiechnął się.
- Tylko trochę. To o czym zapomniałem? -wskazał na przedmioty, które trzymałam w dłoni.
- Dzisiaj tylko stroika -mrugnęłam do niego.- Przekaż to swoim braciom.
Podałam mu przedmioty. Dopiero potem, gdy rozkładam ten moment na części pierwsze, zauważyłam, że najgorsze chwile zwiastują takie prawie niezauważalne drobnostki, jak zapach kurzu na świeżym powietrzu, odgłos nadjeżdżającego samochodu, czy swędzenie na przedramieniu. Musiałam na chwilę odpłynąć, bo gdy wróciłam do rzeczywistości, Damiena już nie było. Ostatnio zdarzało mi się to coraz częściej. Strząsnęłam z siebie resztkę wybujałych myśli i schyliłam się, żeby zawiązać tenisówkę. Nagle usłyszałam pisk opon i zobaczyłam ciemnoskórego mężczyznę wysiadającego z zielonego land rovera. Jedyne co wtedy przemknęło mi przez myśl, to to że chyba spóźnię się na koncert.
~Oczami sąsiadki, kilkanaście dni wcześniej~Jeanowie jak zwykle zostawili otwartą bramę. Ta wesoła rodzinka nigdy nie potrafiła pojąć tak prostych racji, jak to, że ktoś może ich po prostu okraść. Westchnęła. Dobrze, że dostała 4 lata zapasowe klucze. Wyszła z domu, wzdychając i uśmiechając się pod nosem.,,Powinni mi płacić za to, że dbam o ich mienie prywatne.” pomyślała, przechodząc na drugą stronę ulicy. Wyjęła z tylnej kieszeni spodni klucze i już miała zamknąć bramę, gdy zobaczyła ruch w ogródku. Zaniepokojona, przemknęła na ganek i wyjrzała za róg. Zamarła. Na trawie boso tańczyła najmłodsza z rodzeństwa. Gracie? Czy ona miała na imię Gracie? Nie to ją jednak przestraszyło. Dziewczyna miała w uszach słuchawki, a telefon, który był do nich podłączony, wirował wokół niej, jakby nie przejmował się grawitacją. Miała zamknięte oczy. Nie wiedziała, co ją czeka.
TerazBiała ciężarówka śmierdzi tekstyliami i lekarstwami. Gniotę w dłoniach ulotkę ośrodka i patrzę w czarną szybę. Nie mogę przez nią nic zobaczyć, ale to nie przeszkadza mi w tworzeniu w swojej głowie wyobrażenia sięgających horyzontu plantacji niebieskich orchidei. Kobieta w czarnej garsonce, która siedzi naprzeciwko mnie, coś do mnie mówi. Nie słyszę jej słów, ignoruję je, ale widzę, jak jej wargi się poruszają. W mojej wyobraźni jestem daleko, razem z tatą i braćmi jesteśmy na działce dziadków i pieczemy kiełbaski nad ogniem. Wciągam się do mojej wizji tak bardzo, że z początku nie czuję, jak trzęsie moim kolanem. Strzepuję jej rękę i zaciągam dalej skrawek moich spodenek.
- Wysiadasz tutaj -oznajmia mi bezbarwnym tonem. Nie opieram się. Drzwi się otwierają, a ja wysiadam do tunelu. Czuję żwir pod czerwonymi baletkami i robię krok w przód. W metalowym korytarzu czuć tylko wilgoć, muszę być pod ziemią. Kobieta macha na mnie ręką.- Idź już. Do samego końca.
Śmierdzi jej z ust. Zaproponowałabym miętówki, ale zostawiłam je w innych spodniach.
Na piegowatych ramionach wyskakuje mi gęsia skórka. Bluzę, którą dotąd miałam zawiązaną w pasie, zarzucam na plecy. Podziemnie przejście jest oświetlone umieszczonymi co kilka metrów lampami. Nagle słyszę syk i metalowa ściana odgradza mnie od pojazdu. Na pożegnanie widzę tylko odjeżdżające koła ciężarówki. Wyobrażam sobie, że metal napiera na mnie, próbując mnie zmiażdżyć, ale z mojego tatuażu na łopatkach wyrastają skrzydła i wylatuje na zewnątrz. Powoli idę drogą. Nigdy nie miałam klaustrofobii, ale po kilkunastu minutach zaczynam czuć się nieswojo. Przyśpieszam i w końcu biegnę. Przypominam sobie słowa Hany, mojej koleżanki z klasy, z którą czasami biegałam w piątkowe wieczory: ,,Bieganie to 10% wytrzymałości i 90% psychiki.”
Czuję, że zaczyna mi brakować sił, więc trochę zwalniam. Gdzieś przede mną wyłania się z ciemności zarys drzwi. Imaginuję sobie wizję siebie podlatującej do końca mojej wędrówki, ale w rzeczywistości nie jest to tak proste. Buty spadają mi z nóg, bo są o pół rozmiaru za duże. Zostaje 5 metrów.
4
3
2
1
Widzę, jak moje ręce wyciągają się łapczywie po klamkę i całym ciężarem ciała napieram na metal, wpadając do środka. Myliłam się. Nie byłam pod ziemią.W oczy uderza mnie jasność i powiew czegoś słodkiego. Dostałam się do jakiegoś holu. W rogach są zawieszone głośniki, z których spływa delikatna muzyka. Mrugam, próbując przyzwyczaić się do światła, dotykam gładkiej ściany. Patrzę na bogato urządzone wnętrze i czuję się lekko zdezorientowana. Jestem tu sama? Powoli, niepewnym krokiem, idę, badając wnętrze. Mijam jadalnie, kuchnie i bodajże salę gimnastyczną. Przez chwile jeszcze raz studiuję ulotkę, tak długo aż litery wirują mi pod powiekami. Czuję się inaczej niż zwykle. Niepewnie. Jakbym była jedynym człowiekiem na ziemi. Trafiam chyba do korytarza z sypialniami. Pierwsze drzwi wyglądają zachęcająco. Są niebieskie, drewniane. Otwieram je i zastygam. Nie jestem sama. W środku jest ruda dziewczyna. Gdy się obraca, widzę na jej szyi ślady po wkłuciach. Sama mam kilka, praktycznie niewidocznych, na udach. Może też robili na niej eksperymenty? Tak zatapiam się w myślach, że dopiero po chwili słyszę jej szept:
- Nie sądziłam, że tak szybko kogoś przyślą.
- Na szczęście przysłali...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz