środa, 10 sierpnia 2016

Cheolsun Lee - Historia

 Cały dzień spędziłem w mieszkaniu, nie widząc większego sensu, aby z niego wychodzić w taką pogodę, jaka była za oknem. Korzystałem również z okazji, że nie ma matki w domu, która zapewne znowu gdzieś się pałęta, z opróżnioną do dna butelką po wódce. 
 Nie zawsze taka była, spędzała w domu większość czasu i normalnie mogłem z nią porozmawiać, na mniej jak i bardziej poważne tematy. Zmieniła się jednak po tym, jak odkryła dość długo ciągnący się problem taty, a dokładniej narkotyki. Sam o tym wiedziałem od prawie samego początku, co zraziło mnie do tego człowieka całkowicie, ale wciąż był moim ojcem i nie mogłem go zostawić. Pewnego dnia, gdy mama odkryła jego problem, postanowił, że nie ma sensu tego ukrywać i zaczął brać więcej. I więcej. I jeszcze kurwa więcej. I tak zostaliśmy sami, ja i moja mama, z problemami finansowymi, jak i tymi należącymi do ojca. Dlatego zaczęła pić, co pewnie skończy się dla niej tym samym, co dla ojca.
 Usłyszałem otwieranie drzwi, a po chwili do mieszkania weszła zataczająca się kobieta z mocno czerwonymi polikami jak i nosem, co spowodowało u mnie wstanie z kanapy i skierowanie się w jej stronę
 - Zrobiłeś obiad? - powiedziała, między czknięciami.
 - Z czego? - odparłem oschle, co musiało zdenerwować kobietę.
 - Nie pyskuj mi tutaj, bo pożałujesz - warknęła cicho, opierając się o framugę drzwi.
 Nie odpowiedziałem, z zamiarem wyminięcia jej i wyjścia z domu, bez większego sensu. Nie pozwoliła mi jednak, zatrzymując mnie i mierząc w moją stronę butelkę, która najwidoczniej musiała w coś uderzyć, ponieważ była zbita w połowie. Spojrzałem na nią, wiedząc, że może zrobić teraz wszystko. Mimo wszystko, dopadła mnie panika, a jak kobieta zamachnęła się butelką, cofnąłem się jedynie o krok, jeden krok, aby zobaczyć, że jestem po drugiej stronie ściany. Nie wiedząc z jakiego powodu spojrzałem na swoje dłonie, aby po chwili zakryć nimi uszy, gdy usłyszałem roztrzaskanie butelki o ścianę, a po niej kolejnej. Wszystko skończyło się krzykiem od kobiety, z którego nie dało się zrozumieć prawie żadnego słowa, nie licząc przewlekanych w nim przekleństw. Nie zamierzając tam wracać, wyszedłem z budynku, idąc już ledwo oświetlonym chodnikiem, ze względu na dość późną porę
 - Ej, młody - usłyszałem czyiś głos, zwracając w tą stronę głowę, widząc tam niewielką grupkę chłopaków w kapturach - Wyglądasz na wyjątkowo zestresowanego, wiesz? - uśmiechnął się pod nosem, podchodząc w moją stronę - Nie chciałbyś się... rozluźnić? - Zatrzymał dłoń na moim przedramieniu z zamiarem podwinięcia rękawa, przez co w głowie zapaliła mi się lampka.
 - N-nie, dzięki. Wszystko jest w porządku - powiedziałem spanikowany, próbując zabrać rękę, nim dojdzie do czegoś więcej. Nic to jednak nie dało.
 - Nie pożałujesz, zaufaj - Nim się skapnąłem, drugi z nich w dłoni trzymał strzykawkę, która trafiła prosto w żyłę, a z powodu ojca dobrze wiedziałem, że była to heroina.
 Dopadło mnie automatyczne zrelaksowanie, przez co rozluźniłem mocno zaciśniętą wcześniej pięść i dotarł do mnie śmiech grupy chłopaków, którzy postanowili zaciągnąć mnie ze sobą w alejkę, mając tam tego wszystkiego o wiele, wiele więcej.
____

 Siedziałem w tym samym miejscu co zawsze, nerwowo drapiąc się po wierzchu lewej dłoni. Czekałem na niego, znowu. Potrzebowałem tego teraz, a on jak zwykle się spóźniał
 - Zwolnij człowieku - usłyszałem w końcu za sobą głos, na co wyprostowałem się i odwróciłem w jego stronę.
 - Masz? - spytałem krótko, ignorując jego wypowiedź.
 - Tak - stwierdził i podał mi wymagany ode mnie towar, przez co dałem mu wymaganą kwotę, która do najmniejszych, mimo wszystko, nie należała.
 Podziękowałem cicho i skierowałem się w stronę opustoszałego miejsca, lepsze to niż powrót do domu. 
 Fakt, popadłem w nałóg, jak tata. Wciskałem sobie kit, że pomaga mi to zignorować sytuację w domu, i że matka wyrzuca całą swoją złość na mnie. Może nie fizycznie, prędzej psychicznie, co i tak mnie nie rusza. Ale przygniata. A jakoś trzeba sobie radzić, nieprawdaż? Są inne sposoby, ale ten jest najprostszy...
____

 - Miałeś mieć całą kasę na dzisiaj - Poczułem jak chłopak uderza mną o metalowy garaż za mną, trzymał zaciśnięte dłonie na kołnierzu od mojej bluzki.
 - Potrzebuję jeszcze dwa dni - wydusiłem z siebie, czując piekący ból w okolicy szyi. 
 - Chuja dwa dni! Trzeba było pomyśleć wcześniej - warknął.
 Zacisnąłem usta w cienką linię, aby po chwili poczuć uderzenie w polik z pięści, na co syknąłem z bólu i wytarłem lecącą krew, powoli spływająca po wardze i podbródku. Chwycony zostałem po chwili za swoje brązowe włosy, aby mogli podnieść moją głowę, zmuszając mnie do patrzenia na nich
 - Nie masz pieniędzy? Odpłacimy się inaczej - powiedział, następnie czując na swojej twarzy krew, którą trafiła na niego, przez wyplucie jej. Co dało mi możliwość wyrwania się farbowanemu, na wręcz brudny niebieski kolor, chłopakowi.
 Wybiegłem z alejki i skierowałem się w stronę mieszkania, wiedząc, że mamy nie ma, co i tak nic by dla mnie nie zmieniło. W głowie wtedy zjawił mi się pomysł. Ten ośrodek, IaEoMfSoH. Nie dość, że da mi możliwość ucieczki od długu u tych dilerów, z którymi kontaktu dla towaru nie mam od pół roku, ze względu na udaną próbę zerwania, to jeszcze jest to miejsce dla osób jak ja. Mam szansę na oderwanie się od tego wszystkiego, co powoli doprowadzało mnie do szału.
____

 Nerwowo miętoliłem w dłoni rękaw od swojej bluzy, siedząc w samochodzie i próbując jakkolwiek ogarnąć okolicę, co było mało możliwe. Nic nie widziałem, więc odpuściłem. W pewnym momencie jednak szarpnęło pojazdem, niedługo po tym jak zaprzestałem wyglądania za okno, za którym i tak nic nie było widać. Ktoś otworzył drzwi, dzięki czemu mogłem wyjść i zauważyć przed sobą tunel, który co parę kroków zrobionych przeze mnie, zamykał za moimi plecami drzwi. Po karku przeszły mi dreszcze, ale nie zaprzestałem, a tym bardziej nie zwolniłem kroku, z chęcią jak najszybszego trafienia do środka. 
 W szybkim tempie otworzyłem drzwi, naciskając na klamkę i uderzył mnie lekki, przyjemny zapach jak i lecąca z głośników muzyka, na co uśmiechnąłem się po prostu sam do siebie i poprawiłem czarną torbę na ramieniu, wypełnioną moimi rzeczami. Ruszyłem w stronę, w której podejrzewałem przynajmniej, że będą pokoje. Minąłem przy okazji wiele innych pomieszczeń, na które teraz zbytniej uwagi na zwróciłem.
 Zatrzymałem się przy zwykłych, gładkich, białych drzwiach i wypuściłem powietrze z płuc. Złapałem za klamkę z zamiarem otwarcia ich i był pusty, na szczęście. Nie było nikogo więcej w pokoju, tylko ja.
 Zacząłem się rozpakowywać, z lekkim uśmiechem na twarzy i również rozglądać po całym pokoju z zaciekawieniem w oczach. To był ten moment, gdy mimo tego, co może się tutaj dziać, byłem uwolniony od swoich wcześniejszych problemów. Można uznać, że rozpocząć nowe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz