Cały
dzień spędziłem w mieszkaniu, nie widząc większego
sensu, aby z niego wychodzić w taką pogodę, jaka była za oknem.
Korzystałem również z okazji, że nie ma matki w domu, która zapewne
znowu gdzieś się pałęta, z opróżnioną do dna butelką po wódce.
Nie
zawsze taka była, spędzała w domu większość czasu i normalnie mogłem z
nią porozmawiać, na mniej jak i bardziej poważne tematy. Zmieniła się
jednak po tym, jak odkryła dość długo ciągnący się problem taty, a
dokładniej narkotyki. Sam o tym wiedziałem od prawie samego początku, co
zraziło mnie do tego człowieka całkowicie, ale wciąż był moim ojcem i
nie mogłem go zostawić. Pewnego dnia, gdy mama odkryła jego problem,
postanowił, że nie ma sensu tego ukrywać i zaczął brać więcej. I więcej.
I jeszcze kurwa więcej. I tak zostaliśmy sami, ja i moja mama, z
problemami finansowymi, jak i tymi należącymi do ojca. Dlatego zaczęła
pić, co pewnie skończy się dla niej tym samym, co dla ojca.
Usłyszałem
otwieranie drzwi, a po chwili do mieszkania weszła zataczająca się kobieta
z mocno czerwonymi polikami jak i nosem, co spowodowało u mnie wstanie z
kanapy i skierowanie się w jej stronę
- Zrobiłeś obiad? - powiedziała, między czknięciami.
- Z czego? - odparłem oschle, co musiało zdenerwować kobietę.
- Nie pyskuj mi tutaj, bo pożałujesz - warknęła cicho, opierając się o framugę drzwi.
Nie
odpowiedziałem, z zamiarem wyminięcia jej i wyjścia z domu, bez
większego sensu. Nie pozwoliła mi jednak, zatrzymując mnie i mierząc w
moją stronę butelkę, która najwidoczniej musiała w coś uderzyć, ponieważ
była zbita w połowie. Spojrzałem na nią, wiedząc, że może zrobić teraz
wszystko. Mimo wszystko, dopadła mnie panika, a jak kobieta zamachnęła
się butelką, cofnąłem się jedynie o krok, jeden krok, aby zobaczyć, że
jestem po drugiej stronie ściany. Nie wiedząc z jakiego powodu
spojrzałem na swoje dłonie, aby po chwili zakryć nimi uszy, gdy
usłyszałem roztrzaskanie butelki o ścianę, a po niej kolejnej. Wszystko
skończyło się krzykiem od kobiety, z którego nie dało się zrozumieć
prawie żadnego słowa, nie licząc przewlekanych w nim przekleństw. Nie
zamierzając tam wracać, wyszedłem z budynku, idąc już ledwo oświetlonym
chodnikiem, ze względu na dość późną porę
-
Ej, młody - usłyszałem czyiś głos, zwracając w tą stronę głowę, widząc
tam niewielką grupkę chłopaków w kapturach - Wyglądasz na wyjątkowo
zestresowanego, wiesz? - uśmiechnął się pod nosem, podchodząc w moją
stronę - Nie chciałbyś się... rozluźnić? - Zatrzymał dłoń na moim
przedramieniu z zamiarem podwinięcia rękawa, przez co w głowie zapaliła
mi się lampka.
-
N-nie, dzięki. Wszystko jest w porządku - powiedziałem spanikowany,
próbując zabrać rękę, nim dojdzie do czegoś więcej. Nic to jednak nie
dało.
-
Nie pożałujesz, zaufaj - Nim się skapnąłem, drugi z nich w dłoni
trzymał strzykawkę, która trafiła prosto w żyłę, a z powodu ojca dobrze
wiedziałem, że była to heroina.
Dopadło
mnie automatyczne zrelaksowanie, przez co rozluźniłem mocno zaciśniętą
wcześniej pięść i dotarł do mnie śmiech grupy chłopaków, którzy
postanowili zaciągnąć mnie ze sobą w alejkę, mając tam tego wszystkiego o
wiele, wiele więcej.
____
Siedziałem
w tym samym miejscu co zawsze, nerwowo drapiąc się po wierzchu lewej
dłoni. Czekałem na niego, znowu. Potrzebowałem tego teraz, a on jak
zwykle się spóźniał
- Zwolnij człowieku - usłyszałem w końcu za sobą głos, na co wyprostowałem się i odwróciłem w jego stronę.
- Masz? - spytałem krótko, ignorując jego wypowiedź.
-
Tak - stwierdził i podał mi wymagany ode mnie towar, przez co dałem mu
wymaganą kwotę, która do najmniejszych, mimo wszystko, nie należała.
Podziękowałem cicho i skierowałem się w stronę opustoszałego miejsca, lepsze to niż powrót do domu.
Fakt,
popadłem w nałóg, jak tata. Wciskałem sobie kit, że pomaga mi to
zignorować sytuację w domu, i że matka wyrzuca całą swoją złość na mnie.
Może nie fizycznie, prędzej psychicznie, co i tak mnie nie rusza. Ale
przygniata. A jakoś trzeba sobie radzić, nieprawdaż? Są inne sposoby,
ale ten jest najprostszy...
____
____
-
Miałeś mieć całą kasę na dzisiaj - Poczułem jak chłopak uderza mną o
metalowy garaż za mną, trzymał zaciśnięte dłonie na kołnierzu od mojej bluzki.
- Potrzebuję jeszcze dwa dni - wydusiłem z siebie, czując piekący ból w okolicy szyi.
- Chuja dwa dni! Trzeba było pomyśleć wcześniej - warknął.
Zacisnąłem
usta w cienką linię, aby po chwili poczuć uderzenie w polik z pięści,
na co syknąłem z bólu i wytarłem lecącą krew, powoli spływająca po
wardze i podbródku. Chwycony zostałem po chwili za swoje brązowe włosy,
aby mogli podnieść moją głowę, zmuszając mnie do patrzenia na nich
-
Nie masz pieniędzy? Odpłacimy się inaczej - powiedział, następnie
czując na swojej twarzy krew, którą trafiła na niego, przez wyplucie
jej. Co dało mi możliwość wyrwania się farbowanemu, na wręcz brudny
niebieski kolor, chłopakowi.
Wybiegłem
z alejki i skierowałem się w stronę mieszkania, wiedząc, że mamy nie
ma, co i tak nic by dla mnie nie zmieniło. W głowie wtedy zjawił mi się
pomysł. Ten ośrodek, IaEoMfSoH. Nie dość, że da mi możliwość ucieczki od
długu u tych dilerów, z którymi kontaktu dla towaru nie mam od pół
roku, ze względu na udaną próbę zerwania, to jeszcze jest to miejsce dla
osób jak ja. Mam szansę na oderwanie się od tego wszystkiego, co powoli
doprowadzało mnie do szału.
____
Nerwowo
miętoliłem w dłoni rękaw od swojej bluzy, siedząc w samochodzie i
próbując jakkolwiek ogarnąć okolicę, co było mało możliwe. Nic nie
widziałem, więc odpuściłem. W pewnym momencie jednak szarpnęło pojazdem,
niedługo po tym jak zaprzestałem wyglądania za okno, za którym i tak
nic nie było widać. Ktoś otworzył drzwi, dzięki czemu mogłem wyjść i
zauważyć przed sobą tunel, który co parę kroków zrobionych przeze mnie,
zamykał za moimi plecami drzwi. Po karku przeszły mi dreszcze, ale nie
zaprzestałem, a tym bardziej nie zwolniłem kroku, z chęcią jak
najszybszego trafienia do środka.
W
szybkim tempie otworzyłem drzwi, naciskając na klamkę i uderzył mnie
lekki, przyjemny zapach jak i lecąca z głośników muzyka, na co
uśmiechnąłem się po prostu sam do siebie i poprawiłem czarną torbę na
ramieniu, wypełnioną moimi rzeczami. Ruszyłem w stronę, w której
podejrzewałem przynajmniej, że będą pokoje. Minąłem przy okazji wiele
innych pomieszczeń, na które teraz zbytniej uwagi na zwróciłem.
Zatrzymałem
się przy zwykłych, gładkich, białych drzwiach i wypuściłem powietrze z
płuc. Złapałem za klamkę z zamiarem otwarcia ich i był pusty, na
szczęście. Nie było nikogo więcej w pokoju, tylko ja.
Zacząłem
się rozpakowywać, z lekkim uśmiechem na twarzy i również rozglądać po
całym pokoju z zaciekawieniem w oczach. To był ten moment, gdy mimo
tego, co może się tutaj dziać, byłem uwolniony od swoich wcześniejszych
problemów. Można uznać, że rozpocząć nowe życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz